Strona głównaRodzinaBamboccioni, kids-boomerangs, maminsynki - przerośnięte dzieci

Bamboccioni, kids-boomerangs, maminsynki - przerośnięte dzieci

Mieszkają z rodzicami, mamy sprzątają po nich, zajmują się ich brudną bielizną, prasują, robią kanapki do pracy, gotują obiady, pilnują by wstali wcześnie rano, przynoszą śniadania do łóżka, sprawdzają. Rodzice dają im kieszonkowe na przyjemności. A oni nie chcą się wyprowadzić. Mowa tu nie o nastolatkach czy też niepracujących studentach, ale o „bamboccioni", czyli o „dorosłych dzieciach".
Bamboccioni, kids-boomerangs, maminsynki - przerośnięte dzieci [© Yuri Arcurs - Fotolia.com] Słowo „bamboccioni" wzięło się z języka włoskiego i jest zdrobnieniem od „bambino" (dziecko) i opisuje nieporadnych życiowo kawalerów, mieszkających ze swoimi rodzicami. W kraju, który stanowi kolebkę naszej cywilizacji, dość typowym zjawiskiem jest, że Włoch do późnego wieku żyje na garnuszku u mamusi, której dużą przyjemność sprawia rozpieszczanie swoich „małych mężczyzn". Dlatego też włoscy mężczyźni przeciągają moment zakładania swojej rodziny. Gdy już znajdą kobietę swego życia, najczęściej przypomina ona im z zachowania ich własną matkę, która również zechce gotować i sprzątać dla męża. Nierzadko też Włosi wybierają opcję zamieszkania wraz z żoną u jej teściowej.

We Włoszech zjawisko „bamboccioni" wynika z tradycji przywiązania do rodziny. Co jednak należy sądzić w przypadku, gdy dorosły, trzydziestoparoletni osobnik, który już od dawna ma stałą pracę, nie chce wyprowadzić się od rodziców? Co jeśli w krajach, w których owe relacje rodzinne nie są tak silne, dorosłym ludziom jest po prostu - mówiąc kolokwialnie - „wygodnie" u mamy?

Mama lepsza od żony?

Zjawisko mieszkania do późnej dorosłości u mamy i taty staje się problemem międzynarodowym. W Stanach Zjednoczonych mówi się na takich „K.I.P.P.E.R.S" („utrzymankowie"), czyli „kids in parents' pockets eroding retirement savings", co można swobodnie przetłumaczyć jako „dzieci żyjące z oszczędności rodziców". W Niemczech „kidults" (z ang. „dorosłe dzieci"), w Wielkiej Brytanii „kids-boomerangs", zaś w Japonii "parasaito shinguru".


Jeśli chodzi o nasz kraj, to według prof. Janusza Czapińskiego z katedry psychologii społecznej Uniwersytetu Warszawskiego, który jest autorem cyklicznych ogólnopolskich badań "Diagnoza społeczna", w Polsce jest tyle samo "bamboccioni" jak we Włoszech, choć te ostatnie są rekordzistami: aż 70 procent młodych ludzi mieszka z rodzicami do 39 roku życia.



Duży odsetek „bamboccioni" stanowią mężczyźni, rzadko kiedy to kobiety nie chcą żyć na swoim, np. w Stanach Zjednoczonych 56% procent „kippersów" stanowią mężczyźni, zaś pozostałe 44% kobiety. Bo choć te są samotne, dążą do tego, by były samodzielne.

Potocznie mówi się o takich mężczyznach „synkowie mamusi" - tacy mężczyźni są rozpieszczani przez mamy, które we wszystkim im dogadzają i nie wymagają od swego synka prawie niczego. Wobec żony lub dziewczyny trzeba zaś często trzeba się poświęcać, starać się, rezygnować z pewnych przyjemności. Nierzadko męscy „bamboccioni" sami wybierają taki rodzaj życia, wracając do swoich rodzicielek, po zaledwie paru miesiącach wspólnego życia z partnerką - matka niczego nie wymaga, nie będzie mieć pretensji, nie oczekuje niczego w zamian, ponieważ bezwarunkowo kocha swego „małego mężczyznę", natomiast mieszkanie i związek z inną osobą wiążę się w pewnymi obowiązkami i odpowiedzialnością.

Często jest to czyste wygodnictwo, do czego bez skrupułów przyznają się polscy „bamboccioni" - mają wszystko „podstawione pod nos", nie muszą zastanawiać się, skąd wziąć na czynsz lub rachunki, zawsze mają uprane, świeże ubranie i obiad ugotowany, gdy wracają do domu o dowolnej porze. Żyć, nie umierać do późnego wieku.

Basta!

Niedawno, w maju bieżącego roku, można było przeczytać o sytuacji zdesperowanych rodziców trojga trzydziesto- i czterdziestolatków z Wenecji Euganajskiej (północne Włochy), którzy mając dość braku samodzielności swoich dzieci, wystąpili do sądu, aby wydał im nakaz opuszczenia rodzinnego domu.

Przypadek ten pociągnął za sobą kolejne sprawy sądowe rodziców, którzy również mieli dosyć utrzymywania swojego potomstwa do ich emerytury. Zostali oni jednak zmuszeni powołać się artykuł Kodeksu Cywilnego, który przewiduje wydanie nakazu eksmisji wobec członka rodziny w przypadku przemocy i nadużyć.

Przeciwko „bamboccioni" wystąpił również włoski minister administracji publicznej Renato Brunetta, słynący z kontrowersyjnych pomysłów. Minister zaproponował uchwalenie przepisów zobowiązujących 18-latków do opuszczenia domu rodzinnego.

Nie tak pięknie w raju...


Mimo wszystko nierzadko wspólne mieszkanie z rodzicami nie wynika tylko i wyłącznie z braku potrzeby usamodzielnienia się, ale z przyczyn czysto prozaicznych takich jak sytuacja finansowa. Polscy „bamboccioni" tłumaczą swoje decyzje tym, że nie stać ich na wynajmowanie mieszkania, ani na kupienie i utrzymanie własnego. Trudno jest utrzymać się samodzielnie, gdy sam wynajem kawalerki wynosi kosztuje tyle ile wynosi przeciętna pensja młodego człowieka i jest nieporównywalnie wyższy od najwyższego stypendium. Do tego dochodzą opłaty za studia, reszta rachunków oraz jedzenie. Ta sama uwaga dotyczy kredytów mieszkaniowych.

Prof. Janusz Czapiński tłumaczy, że mężczyźni zaczynają przeliczać wydatki. Ich marzenia stykają się wówczas z rzeczywistością, ponieważ uświadamiają sobie, że po prostu nie stać ich, aby stali się głową rodziny - i w tym momencie zaczynają dziecinnieć.

Nie zawsze jednak ludzie, którzy mieszkają z rodzicami, to ludzie niezaradni życiowo. Mimo tego że mieszkają (nierzadko również ze swoją rodziną) u mamy i taty, opłacają za siebie rachunki i ich życie „nie miesza się" z życiem rodziców. Przyczyny ekonomiczne nie pozwalają im się wyprowadzić, ale nie są to również ludzie, którzy chcą tak żyć. Jak podkreśla włoski adwokat Piero Campi, który zajmuje się pozwami rodziców, „w wielu przypadkach życie pod jednym dachem z rodzicami jest 24-godzinnym przymusem, który wywołuje poważne spięcia i konflikty."

Odpępowienie

Wg psychologów zjawisko „bamboccioni" wynika ze zbyt dużego przywiązania (lub też w skrajnych przypadków: uzależniania) dziecka do rodzica. Nieporadność w życiu codziennym wynika z faktu, że dorosły osobnik od dziecka był przyzwyczajany do myśli, że będzie wyręczony we wszystkim przez rodziców.

Dorośli ludzie wciąż żyją w bliskich relacjach z rodzicami, jakby byli połączeni metaforyczną pępowiną - potrzeba bycia blisko mamy wynika daje dorosłym dzieciom poczucie ciepła, spokoju. Możliwe, że „bamboccioni" zostali zmuszeni do mieszkania pod jednym dachem u rodziców, jednak po pewnym czasie staje się to nie tyle przymusem, wygodnym sposobem na życie. Jednak niechęć „odpępowienia się" idzie w obydwie strony: zarówno dziecko nie chce się rozstać z rodzicem, jak i rodzic nie chce, aby dziecko je „zostawiało". „Zostawiało", ponieważ bardzo często rodzicom „bamboccioni" nie przeszkadza, a wręcz cieszy fakt, że utrzymują i wciąż zajmują się swoimi dorosłymi z formalnego punktu widzenia dziećmi. Jakiś czas temu w amerykańskich badaniach rodzice „Kippersów" przyznali się, że utrzymywanie dzieci to bardzo przyjemne doświadczenie. Tacy rodzice bardzo często uzależniają i uwiązują dzieci przy sobie. Dzięki temu oni czują się potrzebni komuś na starość.

Według najnowszych badań GUS do 2030 zaledwie 25 procent młodych osób zdecyduje się na założenie rodziny i coraz więcej ludzi do 30 lat pozostanie w domu rodziców.

Marta Płusa / Senior.pl

Zgłoś błąd lub uwagę do artykułu

Zobacz także

 

 

 

Skomentuj artykuł:

Komentarze mogą dodawać wyłącznie osoby zalogowane.
Jesteś niezalogowany: zaloguj się / zarejestruj się




Komentarze

  • 19:02:56, 24-10-2010 Ania18

    To wszystko prawda.Ale gdy spojrzy się na taką sytuację ze strony Mamusi to wygląda inaczej. Jeżeli nie ma meża to jest jedyny kontakt z synem. A opieka nad nim takiej kobiecie daje poczucie ,że jest potrzebna. Nie każda Pani potrafi znależć sobie Uniwersytet Trzeciego wieku ,czy jakąś pasje. A może nigdy niczym sie nie interesowała? Więc opieranie dziecaka i opieka jest jej życiowym powołaniem. Moje dorosłe dzieci po ślubach sie wyprowadziły,ale ich było na to stać. A jak utrzymanie sie poza domem przekracza możliwości finansowe,to nie ma mądrych. Zyczmy młodym żeby tyle zarabiali,żeby mogłi pożyć po swojemu. Ale do tego jeszcze daleko. Pozdrawiam-Anna
    ... zobacz więcej
  • 19:58:16, 25-10-2010 krystynas53

    Często jest to czyste wygodnictwo - mają wszystko „podstawione pod nos", nie muszą zastanawiać się, skąd wziąć na czynsz lub rachunki, zawsze mają uprane, świeże ubranie i obiad ugotowany, gdy wracają do domu o dowolnej porze. Żyć, nie umierać do późnego wieku.
    To trochę jak w reklamie TV- nóż z ząbkami dla synka, jedzonko dla synka,oraz nadzieja że synek wreszcie się wyprowadzi.......ale jak mamusia załatwi mu kredyt, bo to tyle załatwiania...
  • 11:53:03, 12-03-2019 ~gość: 83.20.249.xxx

    No brawo, żeście odkryli, wieczne bambino - ten fenomen już można zaobserwować od wczesnego okresu XX wieku xd
    Są pewne rzeczy których się nie zatrzyma, może to i dobrze że żyją z rodzicami... lepsze to niż branie narkotyków albo żeby chlali wódę

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Senior.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Komentarze niezgodne z prawem i Regulaminem serwisu będą usuwane.

Artykuły promowane

Najnowsze w dziale

Polecane na Facebooku

Najnowsze na forum

Warto zobaczyć

  • Umierać po ludzku
  • EWST.pl
  • Hospicja.pl
  • Kosciol.pl
  • Oferty pracy